Katar…
Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia (a było to gdzieś pod koniec maja) w Krakowie zabrakło chusteczek, takich do nosa. To się jednak czasem zdarza – po prostu chwilowy brak towaru.
Ale nie pojawiły się w sklepach dnia kolejnego, ani w następny dzień… Minął już czwartek i piątek, a po chustkach ani śladu. Wybuchła panika. Gdzie się podziały chustki do nosa?? Krakowianie przeszukali wszystkie supermarkety, kioski i sklepiki z pamiątkami. Ani jednej paczki! Rozpoczął się poważny chustkowy kryzys: przedszkolaki wycierały nosy w rękaw, rowerzystom pot zalewał oczy (no bo czym otrzeć czoło?), a babcie przed telewizorami tonęły we łzach wzruszone ulubionym serialem (dorośli chyba nie potrafią wytrzeć nosa w rękaw i bez chustek ani rusz!).
A wszystko przez to, że Profesor Gorynycz dostał kataru!
Znajomy Wawelskiego – profesor Gorynycz, którego poznacie w naszym Smoczym przewodniku po Krakowie podczas pobytu w królewskiej stolicy dostał kataru! I nie byłoby w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że profesor ma 3 głowy, a co za tym idzie… 6 zapchanych dziurek w jego trzech nosach!
Maj w tym roku wcale nie przyniósł wiosny. Brrr, już na samo wspomnienie o majowej aurze robi nam się zimno. Smocza komisja, która odwiedziła Kraków (przeczytacie o tym w naszym przewodniku) nie zważała jednak na chłodną pogodę i broiła aż miło. Profesor Gorynycz na temperaturę nie narzekał, sam bowiem jest z północy Rosji, a tam o upałach to tylko w książkach czytają. Poza tym ma ciepłe futerko (o dziwo bardzo milutkie, choć Profesor nigdy nie używa grzebienia…). No i właśnie ten Profesor dostał w Krakowie kataru. Jakim cudem???
Cud techniki – elektryczna hulajnoga

Tak… można powiedzieć o cudzie. Cud techniki – elektryczna hulajnoga. Jak się okazało to ona stała się przyczyną kataru. Pędzą ludzie na tych hulajnogach, nie zważają na przechodniów, czasem nawet mylą chodnik dla pieszych ze ścieżką rowerową. A pęd jest taki, że za taką hulajnogą ciągnie wiatr silny jak wichura! I wyobraźcie sobie, że nasz Profesor taplał się w Wiśle (jak co dzień ok. 11.00, po drugim śniadaniu, lubi takie mętne wody), moczył w niej kuper i nóżki. I kiedy wyszedł z tej kąpieli na wiślanych bulwarach – zzziuuuuu!!! – śmignęła tuż obok niego hulajnoga, a jej pęd niczym huragan zerwał Gorynyczowi czapkę, szalik, no i owiał lodowatym powietrzem wytaplane w Wiśle futerko. I katar gotowy!
Ależ nasze Szwendacze miały pracy! Codziennie dostarczały Profesorowi nową porcję chustek do nosa, bo powiem Wam szczerze, że wysmarkać trzy nosy naraz to bardzo czasochłonna i chustkochłonna sprawa. Dwa dni zajęło Najrzydziurom znalezienie smoczej czapki i szalika. Czapka utknęła na wieży telewizyjnej na Krzemionkach, a szalik…no cóż stał się becikiem dla nowo urodzonych nadwiślańskich szczurów. Kminki wpadły na pomysł (i uszyły) dla szczurzej rodziny miękkie piernatki, a szalik (mocno wyciućkany przez oseski) trafił z powrotem do Profesora.
Na szczęście katar minął po 5 dniach, a chwilowe kłopoty Krakowian ze zdobyciem chustek higienicznych zostały zażegnane. Profesor dalej lubi moczyć nogi w Wiśle, ale unika elektrycznych hulajnóg.